5 lutego 2020

Tromso, czyli czyli jak przeżyć wakacje na kole podbiegunowym

Tromso


Nie wiem jak u Ciebie, ale u mnie w tym roku zimy, a w każdym razie śniegu, nie było. Spadł na jeden (sic!) dzień. Zaskoczył drogowców, sparaliżował kierowców, uradował dzieciaki i… zniknął. Jeżeli więc szukacie zimy z prawdziwego zdarzenia, musicie wybrać się dalej niż centrum Polski. My uciekliśmy na daleką północ a konkretnie… do Norwegii na koło podbiegunowe.
Kiedy na Instagram zaczęłam wrzucać zdjęcia przepięknych krajobrazów, zorzy polarnej a także napotkanych zwierząt zostałam wręcz zasypana pytaniami. Jak tam jest? Co tam robić? Jak sobie radzić z niskimi temperaturami i czy w noc polarną to w ogóle warto tam jechać? No to siup. Odpowiadam na wszystko.

Co tam robić?

My pojechaliśmy do Tromso na 5 dni, przy czym 2 dni były przeznaczone na podróż. Pozostałe 3 mieliśmy wypełnione po brzegi. Oczywiście wszystko zależy od pogody. Kiedy wieje lub są burze śnieżne, mieszkańcy doradzają pozostanie w domu. Nam dopisała przez 2 dni, ale nawet gdy wiatr przekraczał 70 km/h i ciężko było otworzyć drzwi od auta, udało nam się znaleźć coś ciekawego.
A zatem po kolei.

  • Polowanie na zorzę polarną

Zobaczenie zorzy polarnej było jednym z naszych największych marzeń. Do końca nie byliśmy pewni, czy uda się je spełnić, bo aurora bywa kapryśna i nie pokazuje się na każde życzenie. Ale byliśmy przygotowani – sprawdzaliśmy na dedykowanej stronie internetowej tutaj  czy warto wychodzić z domu i jeżeli strona mówiła „go” to ruszaliśmy w mało oświetlone miejsce i gapiliśmy się w niebo. Mieliśmy szczęście. Spędzając w Tromso 4 noce aż dwie były cudownie oświetlone. Na zdjęciach z telefonu nie widać wprawdzie tego aż tak pięknie jak w profesjonalnych aparatach, ale i tak robi wrażenie. Marzenie spełnione.


Tromso

  • Fiordy będą Ci z ręki jadły
Głębokie, polodowcowe zatoki z charakterystycznymi stromymi brzegami to jeden z głównych elementów norweskiego krajobrazu. Nie ma dla mnie piękniejszego widoku niż połączenie gór, wody i chmur. A biały puch wokół dodaje całości magii. W Tromso znajdziesz wiele wycieczek zorganizowanych, gdzie w busiku zostaniesz zawieziony z jednego punktu widokowego do drugiego. Jeżeli jednak tak jak my wolisz opcję samodzielną, oto kilka charakterystycznych punktów na mapie, do których warto podjechać (zobaczysz je klikając w nazwę): Grotfjorden 
ViewpointwaterfallsErsfjord i jeszcze raz Ersfjord, Ersfjordbotn, Kaldfjord, Håkøya i Prestvannet. Przejechanie i zobaczenie wszystkich tych miejsc wraz z krótkimi spacerami po okolicach zajmie ci około 4-5 godzin. 

Tromso

  • Zwiedzanie Lodowego Hotelu

Wycieczki do Tromso Ice Domes nie mieliśmy w planach, ale że aura nie dawała za wygraną i na dworze nie dało się przebywać dłużej niż 3-4 minuty, zdecydowaliśmy się na dość daleką wyprawę do tego miejsca.
Lodowy hotel, jak sama nazwa wskazuje, jest po prostu jednym wielkim, bardzo luksusowym… igloo. W środku znajduje się sala kinowa, w której możesz zobaczyć, jak całość została zbudowana. A także sypialnie, łazienki a nawet bar w którym w ramach biletu zwiedzający mogą napić się kieliszka czegoś, co nazwano tam wódką (ale dla nas Polaków był to raczej sok żurawinowy, nie mniej jednak pyszny). Dla kierowców znajdzie się bezalkoholowa wersja napitku.
Obok znajduje się chatka, w której w możesz zjeść pyszną zupę rybę i napić się czegoś ciepłego w cudownym klimacie górskiego schroniska. 
Tromso

  •  Przejażdżka psim zaprzęgiem


Cudowna sprawa i od razu zapewniam wszystkich ekologów, że nie ma to nic wspólnego z przejażdżką np. koniem na Morskie Oko.
Husky, które używane są w psich zaprzęgach ewidentnie kochają swoją robotę. Psy uwielbiają ludzi i bieganie. Niecierpliwie czekały na swoją kolej kiedy będą mogły ruszyć na kolejną wycieczkę. Piesków nie pogania się w żaden sposób (a już na pewno nie batem!). Trzeba się z nimi po prostu dogadać i pomagać im solidnie pchając sanie, kiedy mają pod górkę.
Wybierając się na przejażdżkę masz dwie możliwości: możesz siedzieć w saniach i być wiezionym przez przewodnika lub… powozić samemu. My zdecydowaliśmy się na tę drugą opcję. Każde z nas przeszło szybki kurs powożenia psim zaprzęgiem i… w drogę. Zmieniliśmy się w połowie trasy, więc każdy z nas mógł przez 30 minut spróbować swoich sił. A po przejażdżce na wszystkich uczestników wyprawy czekał pyszny obiad. Kus kus z warzywami dla wegan lub gulasz z renifera dla mięsożerców.
Wycieczkę warto zarezerwować sobie co najmniej dwa dni wcześniej. Do „bazy wypadowej” można dojechać samemu lub z centrum Tromso busikiem, który zgarnia wszystkich o umówionej godzinie a potem odwozi na miejsce. Jest kilka świetnych miejsc organizujących tego typu atrakcje, my zdecydowaliśmy się na to

Psi zaprzęg w Tromso

  • Przechadzka po górach
W okolicach Tromso jest wiele malowniczych szlaków, jednak pogoda zweryfikowała nasze ambitne plany i pozwoliła na realizację tylko jednego króciutkiego, za to bardzo atrakcyjnego wejścia.

Weszliśmy na górę Floya położoną 671 m.n.p.m. Ponieważ na szlak dotarliśmy dopiero około 14, czyli kiedy już zapadały ciemności, wzięliśmy kolejkę  - zarówno w górę jak i w dół. Do przejścia na szczyt zostało nam jedynie 3 km w dwie strony, które zaliczyliśmy w półtorej godziny. Na wycieczkę niezbędne są raki, choć lepiej sprawdzą się rakiety śnieżne oraz czołówka. Piękne widoki wynagrodzą mozolne brnięcie w śniegu. Warto. 

Tromso

  • Farma reniferów
Podobno warto. My tam ostatecznie nie dojechaliśmy. Mieliśmy do wyboru – farma lub góry a ponieważ renifery udało nam się spotkać na dzikim wypasie podczas wycieczki na fiordy, wybraliśmy spacer. Ale jeżeli wy będziecie mieli chęć na wycieczkę, renifery na farmie spotkacie tu.
Renifery w Tromso

  • Tromso
Urocze małe miasteczko, po którym warto się przespacerować, najlepiej niosąc w ręku grzane wino kupione na jednym ze straganów. Pięknie oświetlone, pełne uroczych kawiarenek czy barów. Zachwyca i centrum i pobliska przystań. Miasteczko jest naprawdę malutkie, obejście całości nie powinno zająć więcej niż godzinę. 

Tromso

Jak tam jest? 


Jeżeli myślisz, że jest ciemno i zimno, to… masz trochę racji. Jednak mimo braku słońca i niskiej temperatura Norwegia tchnie spokojem, który sprawia, że czujesz się przytulnie i po prostu miło. W czasie, gdy my tam byliśmy, czyli na początku stycznia słońca nie było wcale. Nie oznacza to jednak, że cały czas panowała zupełna noc. Od 10 do 14 było szarawo jak u nas tuż przed świtem. Biel śniegu dostarczała dodatkowego światła - wystarczająco, by podziwiać piękne widoki.
Temperatura odczuwalna jest rzeczywiście dość niska, zwłaszcza gdy wieje wiatr. Jednak bielizna termiczna, spodnie narciarskie, gruby sweter i porządna zimowa kurtka, czapka, szalik i rękawiczki skutecznie ochronią Cię przed mrozami. Jeżeli urodziłeś się w latach 80-tych lub wcześniej, to równie niskie temperatury możesz pamiętać także z Polski. I dałeś radę wtedy, dałbyś i teraz. Poza tym zawsze można zabrać ze sobą termos z gorącą herbatą lub napić się grzanego wina. Pomaga. 


Co jeść?

My w Norwegii właściwie codziennie jedliśmy zupę rybną. Za każdym razem była pyszna i choć zawsze smakowała inaczej. Oprócz tego znajdziesz na kole podbiegunowym renifery w każdej postaci: gulasz z renifera, renifero-burgery czy renifera w postaci cienkich plastrów wędliny. Spróbowałam, dziękuję, takie sobie. Poza tym ryby ryby i jeszcze raz ryby. Łososie, rekiny, wieloryby i czego to jeszcze oni nie wymyślą. Przykładowe ceny na zdjęciach poniżej. 

Co jeść w Tromso

Jak się zorganizować? 

  • Lot: 

Z Polski bez problemu znajdziesz wiele lotów do Tromso. Można skorzystać z tanich linii lotniczych, które lecą tam bezpośrednio z Gdańska lub tak jak my polecieć z przesiadkami SASem z Warszawy. Koszt biletu zależy zawsze od tego, na ile wcześniej go wykupisz, najtańszą opcją jaką widziałam było chyba 300 zł w dwie strony. 

  • Noclegi
Baza hotelowa jest ogromna, więc jest w czym wybierać. My zdecydowaliśmy się na trzy miejsca: 
    • Położony na najdalej wysuniętym na północ zakątku wyspy Sommarøy Arctic Hotel.
Zdecydowaliśmy się na niego, ponieważ był oddalony od miejskich świateł a w okolicy często była szansa na zobaczenie zorzy. I udało się. Nocowaliśmy tam dwie noce i każdej upolowaliśmy piękną zieloną łunę na niebie. Gdybyście zdecydowali się na ten hotel, na polowanie na aurorę warto pojechać tu
    • Drugi „hotel”, który wybraliśmy, był najpiękniej położonym miejscem w jakim kiedykolwiek spałam. Mowa o Camp North Tour i leży tu.  
Namioty położone w samym sercu gór. Wspaniała okolica na spacery, przytulny pokój i pyszne jedzenie równa się cudowna atmosfera. Spędziliśmy tam jedną noc. Niestety nie było widać akurat wtedy zorzy polarnej, a szkoda, bo zasypiać z takim widokiem byłoby wspaniale. Za to wrażeń dostarczyła nam burza śnieżna, która szalała prawie do rana. Nieziemsko było słuchać szumu wiatru i patrzeć na szalejący żywioł rozkoszując się jednocześnie ciepłem wygodnego łóżka. 
Tromso

    • Trzecie miejsce to po prostu Radisson w centrum Tromso o tutaj. Sieciówka jak to sieciówka. Nic specjalnego za to blisko lotniska.

  • Auto
My tradycyjnie już korzystaliśmy ze strony Rentalcars i auto odebraliśmy na lotnisku w wypożyczalni Hertz. Cena zależy od tego, na ile wcześniej zamówisz auto no i oczywiście od klasy. Najdroższe są suvy 4x4. My wybraliśmy volvo v40 a ostatecznie dostaliśmy peugota 3008. Samochód miał zamontowane kolce na oponach więc zupełnie wystarczał na te warunki.
Ale uwaga – Tromso nie jest dla niedoświadczonych kierowców.  Drogi bywają śliskie, te mniejsze nie zawsze są odśnieżone a wichury czasem redukują widoczność do zera. Ale jeżeli przeżyłeś za kierownicą kilka prawdziwych polskich zim, to i tam dasz radę. 
Drogi w Tromso

  • Sprzęt
Z dodatkowego sprzętu oprócz ciepłych ubrań zabraliśmy: rakiety śnieżne (można wypożyczyć na miejscu, ale po przeliczeniu okazało się, że taniej jest kupić je w Polsce i zabrać ze sobą), raki, kijki (ale nie są niezbędne) i czołówkę. Przydają się jeżeli masz ochotę na spacer górskimi szlakami.

Sprzęt do wspinaczki w góry

 Czy warto tam pojechać? 

Moim zdaniem warto. To jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie. Po hałaśliwej Azji czy przytłaczającej swoją wielkością Ameryce cudownie było poczuć prostotę i równowagę surowej północy. Ale Norwegię możesz poczuć też w Polsce. Jechać na Mazury i spotkać Łosia (pozdro Mrągowo!) , wziąć sushi na dowóz w Gdańsku i zjeść je na pustej plaży patrząc w morze lub pospacerować zimą w Tatrach do Doliny Pięciu Stawów. Też będzie pięknie.
A jeżeli zdecydujesz się na podbijanie koła podbiegunowego, w razie pytań – pisz. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz