23 kwietnia 2019

34 fajne rzeczy, które zrobisz w 12 dni zwiedzając z dziećmi Malezję i Singapur



Dwa tygodnie to dużo czy mało na zwiedzenie dwóch krajów? Nam wystarczyło, żeby przeżyć jedną z najfajniejszych przygód w życiu. To nasza druga podróż do Azji i możliwość poznania jej zupełnie innego oblicza - pierwszy raz odwiedziliśmy ten kontynent cztery lata temu podróżując po Japonii. Malezja i Singapur (a złaszcza Malezja!), to jednak zupełnie inna bajka. Chłonęliśmy atmosferę, pożeraliśmy cudowne jedzenie i rozmawialiśmy z zaczepiającymi nas co chwila mieszkańcami. Cudowne dwa tygodnie pełne niezwykłych wrażeń. A które były najlepsze? Po kolei:


Malezja (Kuala Lumpur i okolice):

Kuala Lumpur u stóp Petronas Tower

Kuala Lumpur z dziećmi to odważny wybór. Stolica Malezji jest zatłoczona, chodniki są krzywe a w wielu miejscach po prostu ich nie ma i trzeba iść wzdłuż ruchliwej ulicy a ogólnie pojęta higiena jest na poziomie… hmm… malezyjskim. Ale co tam. Do odważnych świat należy. Nam się udało przetrwać i było super. Jeżeli jednak jeszcze nigdy nie podróżowałeś z dzieckiem a masz ochotę posmakować Azji, wybierz raczej Japonię lub Singapur.

No a jeśli już tam będziesz to obowiązkowo zalicz te punkty:

1. Posmakuj ulicznego jedzenia



Na pierwszym miejscu, bo to chyba największy zachwyt. Jest pysznie i tanio. Co tu znajdziesz? Hmm… a czego nie? Słodką kukurydzę, kiełbaski, ostrygi, gołębie na patyku, ślimaki i owoce morza. Dla każdego coś miłego. My byliśmy w raju i to wszyscy - zarówno dorośli (co jest w sumie oczywiste)  jak i dzieci (tak, nawet nasz niespełna roczny Leo, który z zapałem wcinał egzotyczne owoce). Leonardowi wzięliśmy również z Polski kilka słoiczków i całe szczęście, bo w Malezji nie znalazłam tego typu jedzenia w żadnym sklepie.


W Kuala Lumpur koniecznie idź na otwarty całą dobę Food Night Market na Alor Street. Jako miłośnicy egzotycznego jedzenia przychodziliśmy tam prawie co wieczór i spędzaliśmy ładnych parę godzin. Było co próbować!


Ślimaki, ostrygi, ośmiorniczki i Alor Street w całej okazałości. Pełnia szczęścia.

2. Wjedź na szczyt Petronas Tower

Z Petronas Tower, najwyższych bliźniaczych wież na świecie, rozciąga się widok na całą ogromną metropolię. My mieliśmy ogromne szczęście – trafiliśmy tam w czasie burzy, dzięki czemu udało nam się zrobić kilka naprawdę niesamowitych zdjęć. (więcej znajdziesz na Instagramie tutaj).
Wejściówki do Petronas trzeba kupić wcześniej  - raczej marne szanse, że przyjedziesz i od razu będziesz mógł wjechać na górę. My byliśmy poza sezonem turystycznym a i tak na najbliższy wolny termin był za dwa dni. 



Blisko Petronas znajduje się bardzo ładny skwer i fontanny - tam również warto pospacerować. 


3. Zobacz panoramę Kuala Lumpur z KL Tower

Warto wjechać na samą górę aby zobaczyć widok na… Petronas Tower. No i oczywiście na miasto. My wjechaliśmy w nocy – niesamowity widok. Zresztą sam zobacz. 



4. Jedź do Batu Caves

Jeżeli jesteś w Kuala Lumpur, ten kompleks jaskiń to zdecydowanie pozycja obowiązkowa. Możesz nie mieć czasu na jedzenie czy zwiedzanie bliźniaczych wież, ale tam musisz jechać. Dostaniesz się tam bez problemu kolejką, która podwiezie Cię właściwie pod samą jaskinię.

Przy wejściu do kompleksu Batu Caves wita nas najwyższy na świecie posąg Muragana (boga śmierci i wojny w hinduizmie). A dalej już tylko kontrola stroju (drogie panie, pamiętajcie o zakryciu ramion i kolan), potem 272 schody w górę (czterolatek dał radę to i wy dacie), krótka walka z okolicznymi makakami o wodę i batoniki i na samym końcu przepiękna, kolorowa świątynia zbudowana w jaskini. Warto. Uważajcie tylko, żeby nie trafić na święto Thaipusam – są tam wtedy procesje i dzikie tłumy, które mogą utrudnić zwiedzanie.

Druga z jaskiń warty odwiedzenia to Dark Cave, czyli jak sama nazwa wskazuje jaskinia, w której chodzi się w absolutnych ciemnościach. Z mojego punktu widzenia najmniej atrakcyjna, za to dla Julka to była prawdziwa gratka. Dostał kask na głowę i własną latarkę. Na dodatek w środku było mnóstwo pająków i nietoperzy. Czy dla prawie-czterolatka może być coś ciekawszego? Tę jaskinię zwiedza się z przewodnikiem i spacer zajmuje około godziny.


Ostatnia z jaskiń, które polecam, to Ramayana, do której wejścia strzeże 15-metrowy Hanuman, król małp. Świątynia jest pełna kolorowych hinduskich bóstw w różnych pozycjach i konfiguracjach. Muszę przyznać, że świątynie hinduskie robią na mnie ogromne wrażenie ze względu na kolorystykę i mnogość szczegółów. Wydają się o wiele bardziej przyjazne od naszych monumentalnych, poważnych i surowych kościołów.


5. Odkryj zakamarki dzielnicy arabskiej, chińskiej i hinduskiej


W Malezji poczujesz się jak w trzech różnych krajach. To prawdziwa egzotyczna mieszanka (niestety czasem także wybuchowa). W Kuala Lumpur sąsiadują tu ze sobą trzy dzielnice: arabska, chińska i hinduska. Każda ma swój niepowtarzalny klimat, swoje świątynie, obrzędy i własne święta. Warto przyjrzeć się bliżej każdej z nich. Spacerując warto zaglądać nawet w boczne, niepozorne uliczki - potrafią zaskoczyć. 

6. Przejdź się skywalkiem


A jeżeli już wybierasz się na spacer po tym dziwnym mieście, najlepiej skorzystać z dobrodziejstwa skywalków. To zdecydowanie mój ulubiony sposób poruszania się po Kualalumpurskich ulicach. Chodniki są zatłoczone i krzywe a przejście żywym na drugą stronę ulicy to duże wyzwanie. Skywalk jest prawie pusty, zadaszony, co w porze deszczowej stanowi potężną zaletę, można z niego podziwiać widoki na miasto a przede wszystkim rozpędzić się na deskorolce, a ten sposób transportu preferował Julek. Przez 12 dni wakacji zrobił łącznie około 150 km – warto było tachać to żelastwo do samolotu.


7. Zobacz azjatycki Time Square


Myślisz, że takie miejsca są tylko w Nowym Yorku? Ależ skąd. W Kuala Lumpur znajdzie się egzotyczna podróbka tego niesamowitego miejsca. Oczywiście nie powala na kolana jak ta w Wielkim Jabłku, ale jest i bilbord i przyciągająca wzrok reklama świetlna i tłumy ludzi, którzy biegną nie wiadomo dokąd. Jeżeli lubisz takie klimaty, odnajdziesz się w tym miejscu




8. Odwiedź Świątynię Thean Hou

Niełatwo do niej dotrzeć, ale warto. My wybraliśmy się pieszo, co nie było najlepszym pomysłem – długo szliśmy wzdłuż ruchliwej drogi bez chodnika. W tym przypadku chyba najlepiej wybrać się taksówką. 
A co to właściwie jest? Wspaniała chińska świątynia i otaczający ją ogród z chińskimi znakami zodiaku. Można tu spędzić nawet godzinę krążąc i podziwiając misterne wykonania rzeźbionych bóstw. Całość zajmuje dwa piętra, dach i tarasy. 

9. Idź na masaż

Prawdziwy, cudowny, relaksujący masaż pleców, stóp, całego ciała  - do wyboru do koloru. Salony masażu są w Kuala Lumpur na każdym kroku a usługa kosztuje grosze. Ja wybrałam ten w pobliżu Alor Street (patrz punkt 1). 

10. Odkryj uroki Perdana Botanical Gardens i innych parków

Przepiękny ogród botaniczny z niezwykłymi roślinami i przede wszystkim… ogromnym placem zabaw. Bo czasem zamiast gonić za kolejnymi atrakcjami warto po prostu usiąść na trawie i popatrzeć w niebo. A dziecko w tym czasie się pobawi.


 11. Podziwiaj motyle



Nigdzie indziej, nawet w Brazylii, nie widziałam tak ogromnych i tak pięknych motyli. Niektóre były wielkości malutkich ptaszków. Przecudne. Kualalumpurska motylarnia znajduje się tuż obok ogrodów botanicznych. Warto do niej wstąpić. Dodatkowo była to wspaniała atrakcja dla Julka. Oprócz podziwiania motyli można również poczytać o ich pochodzeniu, rodzajach. Dla czterolatka o chłonnym i ciekawskim umyśle to kopalnia wiedzy przyrodniczej i prawdziwy raj. 






12. Przejedź się kolejką




Poruszanie się pieszo wśród rzeki ludzi to dla rodziców z malutkimi dziećmi niełatwa sprawa (chyba, że wybierzesz skywalk, o którym pisałam wcześniej). Taksówki – tanie, ale stoją w korkach. Kolejka to jedna z najwygodniejszych opcji. Przy okazji możesz poznać przemiłych ludzi – nas non stop ktoś zaczepiał, opowiadał o życiu w Malezji i dawał dobre rady – co zwiedzić, co ominąć, co zjeść itp., a także popodziwiać miasto, bo kolejka jedzie górą tak, że wszystko świetnie widać. Choć, nie oszukujmy się – Kuala Lumpur jest w gruncie rzeczy paskudne, więc rzadko są to ładne widoki. 



13. Odwiedź Putrajayę - inteligentne miasto. 




Putrajaya to stolica administracyjna Malezji. Wyjeżdżasz z Kuala Lumpur i po około 40 minutach znajdujesz się w zupełnie innym świecie. O ile KL to senny koszmar każdego architekta, o tyle tutaj jest mnóstwo przestrzeni a budynki zachwycają swoimi kształtami.

Będąc tam koniecznie zobacz meczet Putra – jeden z najpiękniejszych jakie widziałam w swoim życiu. Nie musisz się specjalnie zakrywać – odpowiedni strój dostaniesz przy wejściu.

Minusem tego „inteligentnego” miasta jest niestety brak transportu publicznego (w każdym razie nam nie udało się żadnego znaleźć). O ile w jedną stronę bez problemu dojechaliśmy taksówką, którą wezwaliśmy w hotelu (w Malezji taksówki są śmiesznie tanie, cała podróż kosztowała nas w przeliczeniu około 50 zł) o tyle z powrotem już nie było tak łatwo i musieliśmy kawał drogi przejść pieszo do stacji kolejowej. Na szczęście daliśmy radę (dzięki ci świecie za hulajnogi dla dzieci). 

14. Poleć balonem


No dobra, trudno to nazwać lotem, bo po prostu wznieśliśmy się balonem na wysokość 120 m i mogliśmy podziwiać panoramę Putrajayi, niemniej jednak dla Julka to była przygoda życia. Leonard przespał ten punkt programu (jak zresztą większość głównych atrakcji). 


Gdybyśmy byli bez dzieci i mieli więcej czasu z pewnością wybralibyśmy się dalej od Kuala Lumpur. Wiele czytałam o ciekawych malezyjskich szlakach i zachwycającej przyrodzie. Ale… z dwójką maluchów nie byliśmy aż tak odważni. Zostawiliśmy to sobie na później i przenieśliśmy się do Singapuru. A tam…

Singapur 

1. Przyjrzyj się lotnisku


Serio. To najpiękniejsze lotnisko jakie w życiu widziałam a teraz podobno otwarto jeszcze piękniejsze. Wodospady, fontanny, rzeźby i bujna roślinność. Aż mi ślinka cieknie na myśl o kolejnej wizycie. 



2. Zobacz Super Tree Grove



Jedna z największych atrakcji Singapuru – Super Tree Grove znajdują się w Gardens by the Bay. Ogromny gaj robi niesamowite wrażenie zarówno w dzień jak i w nocy, zarówno z dołu jak i ze skywalku, na który można wjechać windą po wykupieniu biletu.



Codziennie o 19:45 odbywa się pokaz świetlno-muzyczny, na który warto przyjść. Trwa kwadrans. Fragment możesz zobaczyć na moim kanale Youtube tutaj. Raczej radzę oglądać go z dołu – myślę, że będzie lepiej widoczny niż ze skywalk.

Kiedy już obejrzycie gaj, przejdźcie się po parku, jest przepiękny.  Znajdziecie tu niezwykłe rzeźby, fontanny i kilka bardzo przyjemnych alejek. 


3. Podziwiaj Cloud Forrest


Będąc w Gardens by the Bay warto zahaczyć Cloud Forrest. Zwiedzając Singapur trudno w to uwierzyć, ale kiedyś zamiast banków i centrów finansowych kwitły tu… lasy tropikalne. Kiedy zdecydowano się wszystko zrównać z ziemią, zostawiono skrawek i ukryto go pod kopułą. To właśnie Cloud Forrest.

Oczywiście Singapurczycy nie byliby sobą, gdyby zostawili 35-metrowe drzewa ot tak, aby sobie rosły. W tym kraju wszystko musi być pod linijkę i pod kontrolą. To nie miejsce dla samowolki, nawet jeśli jesteś drzewem i chciałbyś po prostu rosnąć – nie ma bata. Trzeba się dostosować.

Dlatego mamy tu również wiele sztucznych kwiatów, sztuczny wodospad, ścieżkę na kilku różnych wysokościach a także mini muzeum, które stanowi świetną lekcję biologii i ekologii. Julek był zachwycony, choć moja niepokorna słowiańska natura trochę buntowała się przeciwko oswajaniu dzikiej przyrody.   

4. Idź na spacer Marina Bay i zobacz lwa

Marina Bay to kwintesencja nowoczesności. Możesz przejść się klimatyzowanym (sic!) chodnikiem i popodziwiać wieżowce, które są śmiałymi futurystycznymi wizjami a także całą panoramę Singapuru, która wygląda niesamowicie. Zwłaszcza po zmroku. 
Na szczególną uwagę w zatoce zasługują dwa punkty: Merlion, czyli lew plujący wodą – symbol Singapuru i hotel Marina Bay Sands, który jest architektoniczną perełką. Ustawiony wg zasad feng shui z niesamowitym basenem w kształcie łodzi umieszczonym na dachu. Jeżeli nie ogranicza cię gotówka proponuję nocleg w tym hotelu. Podejrzewam, że będzie epicko. 

5. Poimprezuj na Clark Quay




Gdybyśmy byli bez dzieci, na pewno byśmy poszli. Ulica restauracji i klubów. Zadaszona, więc nawet pora deszczowa nie jest straszna. Najlepsze miejsce, w którym można iść potańczyć, albo przynajmniej, tak jak my, zjeść pyszną kolację ze znajomymi i zrobić kilka skocznych kroków w rytm muzyki choć przez chwilę na ulicy. 


6. Pobujaj się na huśtawce z widokiem na Singapur



Dla wielbicieli mocnych wrażeń. Ja się skusiłam i nie żałuję. GX-5 Extreme Swing, bo o tym mowa, to atrakcja położona w pobliżu Clark Quay. Kup bilecik (koszt dla osoby dorosłej to 45 SGD), usiądź i daj się porwać na wysokość 50m. Tam spędzisz najdłuższe kilkadziesiąt sekund w swoim życiu obserwując panoramę Singapuru i czekając aż huśtawka ruszy w dół z prędkością 120 km/h. Jest moc. Zdjęcia z góry nie odważyłam się zrobić, ale moją szaloną jazdę możecie zobaczyć tu. 



7. Obejrzyj świątynię Zęba Buddy



W Singapurze podobnie jak w Kuala Lumpur znajdziesz dzielnicę arabską, hinduską i chińską. Świątynia Zęba Buddy jest najpiękniejszym miejscem China Town. Niezwykłe miejsce pełne detali, robi ogromne wrażenie. Do zwiedzania jest kilka pięter i dach, więc zajmuje to trochę czasu, ale gwarantuję, że to będzie coś, czego nigdy nie zapomnisz. Zdjęcia niestety oddają tylko część uroku, choć robiłam co mogłam.






8. Zjedz obiad w najtańszej na świecie restauracji z gwiazdką Michelin




A kiedy już będziesz w Świątyni Zęba Buddy to po zwiedzaniu warto skoczyć coś zjeść. Restauracja, o której mowa znajduje się bardzo blisko i jest swego rodzaju… fast foodem. Dokładny adres to: 78 Smith St, Singapur 058972. Liao Fan Hawker Chan, bo tak się nazywa to miejsce, oferuje dania z kuchni z Hong Kongu. Jeżeli myślisz, że nie możesz tam pójść, bo jesteś przecież na wakacjach a w plecaku masz tylko krótkie spodnie, sandały i skarpety – spokojnie, wpuszczą cię i obsłużą (a raczej obsłużysz się sam, bo kelnerów tam nie ma). Jedzenie bardzo smaczne, choć nie wiem, czy dałabym gwiazdkę Michelin. Ale za 15zł za posiłek nie będę narzekać. 




9. Zjedz Duriana




Albo lepiej nie. Durian to bardzo popularny owoc, zarówno w Singapurze jak i w Malezji. Waży średnio około dwóch kilogramów (jest wielkości arbuza) a jego skórka pokryta jest kolcami.
Singapur jest pełen zakazów. W metrze nie można palić, jeść i… wnosić owoców duriana. Jest to chyba jedyny owoc na świecie, który posiada znak zakazu. To powinno nam dać do myślenia, ale nie dało. Kupiliśmy obrany owoc na jednym z targów i nastawiliśmy się na ucztę. 
Albo lepiej nie. Durian to bardzo popularny owoc, zarówno w Singapurze jak i w Malezji. Waży średnio około dwóch kilogramów (jest wielkości arbuza) a jego skórka pokryta jest kolcami.
Singapur jest pełen zakazów. W metrze nie można palić, jeść i… wnosić owoców duriana. Jest to chyba jedyny owoc na świecie, który posiada znak zakazu. To powinno nam dać do myślenia, ale nie dało. Kupiliśmy obrany owoc na jednym z targów wydając grubą kasę (te owoce nie są tanie) i nastawiliśmy się na ucztę.
Smakołyki z targu. Durian ledwo załapał się do zdjęcia - to ten owoc maksymalnie po prawej stronie. 


Kiedy otworzyliśmy torebkę, myśleliśmy, że sprzedawca wcisnął nam zepsuty produkt. Nie. To po prostu tak strasznie strasznie śmierdzi. Coś pomiędzy starymi skarpetkami a zgniłym jajkiem. To wyjaśnia znaki w metrze.

W smaku nie jest niestety lepiej. Odradzam również lody durianowe i durianowe ciasteczka– wiedzeni jakimś masochistyczno-sadystycznym instynktem kupiliśmy paczkę i częstowaliśmy znajomych z Polski.

Podobno durian jest bardzo zdrowy i podobno są ludzie, którym smakuje. Hmm… to na pewno nie ja. 

10. Zrób zakupy za Orchant Street



Na Orchant Street trafiliśmy podczas oberwania chmury. Na szczęście jest tam tyle domów handlowych, że spokojnie można w nich przeczekać nie jedną a nawet kilka ulew. To miejsce, w którym odnajdą się wielbiciele luksusowych marek – Dior, Gucci, Pierre Cardin czy Chanel mają tu swoje butiki na każdym rogu. Jeżeli masz ochotę na apaszkę od Saint Laurent, torebkę Burberry - jedź właśnie tam. Znalazłam nawet sklep Cartiera, w którym czekał delikatny i elegancki łańcuszek srebrny, nieco podobny do mojego ulubionego, wyszperanego przez mojego męża w jakimś polskim sklepiku. 

Przyznam, że miło czasem popatrzeć na luksusowe wystawy, choć my ostatecznie nie kupiliśmy nic.  Skupiliśmy się raczej na postaciach z bajek, które z jakiegoś powodu obstawiały całą ulicę. Ale blogerki modowe lub fani marki  Apple na pewno poczują się tu jak w raju. 


11. Idź do zoo i nakarm nosorożce



Zoo w Singapurze ma opinię jednego z najlepszych, najpiękniejszych i najciekawszych na świecie. Nie do końca rozumiem dlaczego. Bartek i Julek uwielbiają takie miejsca i zwiedzamy zoo prawie wszędzie gdzie jesteśmy na świecie, może dlatego nie zrobiło to na mnie aż takiego wrażenia. Choć trzeba przyznać, że zwierzęta są wspaniale utrzymane i mają świetne warunki.
A możliwość nakarmienia nosorożca to super przygoda – i dla mnie i dla Julka.
Zoo jest daleko od centrum, można się do niego dostać specjalnym autobusem. Jedzie się około godziny. Do tego są jeszcze dostępne dwie atrakcje: rzeczne Safari (opis poniżej) i nocne safari. Myślę, że to ostatnie mogłoby być super przygodą, ale my nie chcieliśmy zamęczać dzieci nocnymi wycieczkami. To jest atrakcja, którą zaliczymy przy okazji następnej wizyty.  

Po zoo nie wolno jeździć hulajnogą, co było dla Julka ciosem w samo serce. Ale szybko się pozbierał, bo zamiast hulajnogi dostał specjalny wózek – niestety trzeba było go ciągnąć. 


12. Zobacz rzeczne safari


Jeżeli będziesz miał czas tylko na jedną z trzech oferowanych atrakcji, Safari Rzeczne jest zdecydowanie ciekawsze niż samo zoo. Wiele ciekawych gatunków ryb podzielonych regionami i przede wszystkim przesłodkie misie panda. Dzieciaki sikały ze szczęścia.


13. Obejrzyj panoramę miasta z Singapour Flyer



Wspaniały widok na panoramę Singapuru. My byliśmy o zmierzchu, więc całość widzieliśmy i w świetle wieczornym i już w ciemnościach. Atrakcja otwarta jest od 8 do 22, koszt biletów to 33 SGD dla dorosłych i 21 dla dzieci od trzeciego roku życia (dane na 31.03.2019). Obrót koła trwa 30 minut. 

14. Wybierz się na wycieczkę na Palau Ubin




Jeżeli chcesz na chwilę oderwać się od ulicznego zgiełku i szklano-metalowej dżungli, wybierz się na wyspę Palau Ubin. Dostaniesz się tam rozklekotaną łódką z portu w dzielnicy Chiangi. Podróż zajmuje mniej więcej kwadrans.
Wychodzisz na brzeg i znajdujesz się w innym świecie – zamiast wieżowców witają cię proste chatki, zamiast ulicznych korków – wypożyczalnia rowerów a zamiast pięknych, zadbanych skwerów  - dżungla. Wprawdzie nie ma w niej lwów czy tygrysów, ale znajdą się małpy, dzikie świnki i mnóstwo robaków.
Polecam wypożyczyć rower i poeksplorować – można znaleźć tu ukryte świątynie, cmentarze, jeziora. Warto udać się do oddalonego o około 3,5 kilometra od portu przylądka Check Jawa. Nie będę wam mówić dlaczego, wystarczy, ze spojrzycie na poniższe zdjęcie.

Ale uwaga – w tym miejscu naprawdę jest jak w dżungli – parno, gorąco i wilgotno. My ze względu na dzieciaki nie mogliśmy wziąć rowerów, zdecydowaliśmy się przejść na przylądek pieszo – szło się bardzo powoli i bardzo trudno. Koniecznie miejcie ze sobą wodę.


Jeżeli nie boisz się dengi roznoszonej przez tysiące latających tam komarów, możesz również rozbić namiot i spędzić tu noc – całkowita ciemność i tylko ty, tysiące krwiopijców i odgłosy dżungli. Pewnie byłaby to przygoda życia, my się nie zdecydowaliśmy.  



15. Wjedź kolejką linową na wyspę Sentosa



Wyspa Sentosa to miejsce, gdzie mieszkańcy Singapuru jeżdżą odetchnąć. Tu wypoczywają. Jest to jedno wielkie siedlisko atrakcji. Nie ma szans, żeby zaliczyć wszystkie w jeden dzień, ale i tak zwiedziliśmy wiele. Już sama jazda tam kolejką linową była dla dzieciaków, i w sumie dla nas też, fajną atrakcją. 


16.  Przejedź się trasą singapurskiego Grand Prix Formuły 1. (wyspa Sentosa)


Wyścigi Formuły 1 odbywają się w Singapurze od 2008 roku. Jeżeli podróżujesz z trzema chłopcami, niezależnie od tego, czy chłopiec ma 3 czy 30 lat, jazda torem wyścigowym jest zdecydowanie pozycją obowiązkową. My zaliczyśmy ją dzięki Wirtualnej Rzeczywistości, jednej z atrakcji dostępnej na Sentosa. Panowie zachwyceni, ja miałam chorobę lokomocyjną. To nie dla mnie. 


17. Wejdź na lwa (wyspa Sentosa)



Na wyspie Sentosa znajduje się podróbka słynnego singapurskiego lwa. Można do niego wejść i obejrzeć bajkowy filmik opisujący legendę powstania państwa. Ponadto możesz wejść do paszczy i zrobić sobie w niej zdjęcie, pociągnąć za dzwonek i po raz kolejny popodziwiać panoramę.  

18. Wjedź na Tiger Tower (wyspa Sentosa)



Tak, jeżeli podróżujesz z ciekawym świata maluchem, każda wieża widokowa to absolutny obowiązkowy punkt programu. Nie odpuści żadnej. Na szczęście widoki są takie, że nie sposób się tym znudzić. 


19. Zwiedź Fort Siloso  (wyspa Sentosa)



Moim zdaniem najciekawsza atrakcja Wyspy Sentosa i w ogóle jedna z najfajniejszych w Singapurze. Doskonale zachowane bunkry, realistycznie oddające rzeczywistość drugiej wojny światowej – postaci i dźwięki robią ogromne wrażenie. Przyjemność ta jest darmowa a przejście całości zajmuje około 1,5 godziny – teren jest ogromny. Uważajcie, jeżeli jesteście z dziećmi – Julek w niektórych miejscach po prostu się bał. 

20. Zobacz akwarium (wyspa Sentosa)


Akwarium na wyspie Sentosa to naprawdę pozycja obowiązkowa. Jedno z największych na świecie (większe jest chyba tylko w Chinach), nie tylko pokazujące ponad 100 tysięcy gatunków ryb, ale także dzięki odpowiednim urządzeniom pozwalające poczuć fakturę niektórych z nich. Jak czułbyś się dotykając rekina? A rozgwiazdy?
Dzięki odpowiedniemu oświetleniu, które niweluje odblaski i ogromnym oknom możesz momentami poczuć się, jak włożony do środka oceanu. Niesamowite wrażenie i lekcja biologii dla ciekawskich maluchów. Cena biletu to 40 SGD dla dorosłych i 29 SGD dla dzieci (od 4 do 12 lat)


Tyle nam udało się „zaliczyć”, ale to tylko ułamek atrakcji. Gdybyśmy byli dłużej, na pewno pojechalibyśmy do parku wodnego, Universal Studio czy do kasyna (wszystkie te atrakcje znajdują się na wyspie Sentosa). Singapur to miejsce, gdzie nie sposób się nudzić.
Dla kogo takie wakacje? Zdecydowanie dla mieszczuchów, którzy kochają uliczny gwar, wielkie budynki ze szkła i stali, bilbordy o zmieniających się grafikach, które można tam spotkać na każdym kroku. To miejsce na pewno można określić rajem dla reklamodawców.

Jeżeli macie dodatkowe pytania, piszcie śmiało w komentarzach lub w mailach. A może byliście już w tych krajach i macie jakieś ekstra wskazówki? Dajcie znać w komentarzu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz