Pokazywanie postów oznaczonych etykietą serial. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą serial. Pokaż wszystkie posty

5 marca 2021

Złote Globy rozdane, czyli najlepsze seriale ad 2020

 


Złote Globy to jedne z najważniejszych nagród w świecie kina i telewizji. W tym roku wyróżniono trzy seriale:

·       Najlepszym serialem dramatycznym zostało "The Crown" – fabularyzowana opowieść o rodzinie królewskiej. Pierwszy sezon zaczyna się ślubem księżniczki Elżbiety, widzimy jej początki jako królowej i śledzimy losy jej oraz jej rodziny przez kolejne lata.

Sezon czwarty, do tej pory ostatni, opisywał już koniec lat 80-tych i początek 90-tych, pojawiła się w nim już postać Diany, za którą nota bene Emme Corrin również dostała statuetkę. Nagrodę zgarnął także jej serialowy mąż, który rzeczywiście gra świetnie i wyróżnia się na tle pozostałych aktorów.

Choć serial nie zgadza się w 100% z rzeczywistością, jest na tyle dokładny, że można z niego czerpać wiedzę o najnowszej historii Wielkiej Brytanii. Jestem też pod wrażeniem dokładności charakteryzatorów - stroje są często wręcz identyczne jak te, które możemy podziwiać na zdjęciach sprzed kilkudziesięciu lat.  Polecam go zatem nie tylko fanom plotek i ploteczek (choć podobno głównie na tym oparty jest scenariusz).



·       Najlepszym serialem limitowanym okazał się „Gambit Królowej”. Bardzo się cieszę, bo to świetna historia z polskim akcentem.

Beth Harmon, jako dziewięciolatka trafia do sierocińca. Tam uczy się dwóch rzeczy – gry w szachy i brania prochów.

Opowieść o genialnej graczce uzależnionej od prozaku i alkoholu ma w sobie coś z bajki. Choć od początku domyślamy się, jak skończy się ta historia, trudno się oderwać. Nie myślałam, że mecz szachowy można przedstawić na ekranie w taki ciekawy sposób!

W serialu jedną z drugoplanowych ról gra Marcin Dorociński – gra rosyjskiego mistrza szachowego, z którym Beth mierzy się kilkukrotnie. Moim zdaniem wypadł doskonale.



·       Najlepszego serialu komediowego nie znam, przybliżę wam więc jedynie opis producenta;

„Schitt’s Creek” -  magnat branży wideo orientuje się, że jest kompletnie spłukany. Wraz z rodziną musi porzucić luksusowe życie i zacząć wszystko od nowa w Schitt's Creek.

 

Za całokształt twórczości wyróżniona została także Jane Fonda. Aktorka mimo 84 lat wciąż zachwyca formą. Ostatnio mogliście ją oglądać w genialnym serialu komediowym „Grace i Frankie”.

Grace i Frankie poznajemy, gdy podczas wspólnego świętowania 40 rocznicy ślubu ich mężowie wyznają, że… od 20 lat są parą. Na szczęście to nie początek dramatu lecz wielu zabawnych perypetii a także ciepłych, rodzinnych historii.

 


Jeżeli chodzi o nowości porwało mnie jeszcze kilka produkcji:

„W rytmie Bossanovy” – serial z doskonałą muzyką i w pięknych kolorach.

Dzieje się w latach 50-tych XXw, które nie były łatwe dla kobiet w Brazylii. Wciąż panował tam patriarchat i płeć piękna niewiele miała do powiedzenia. A jednak mimo to, porzuconej przez męża Malu udaje się otworzyć w Rio de Janeiro świetnie prosperujący klub Bossanovy.

To było w pierwszym sezonie, w 2020 Netflix wypuścił kolejne odcinki. Radość, optymizm i mądrość bijące z głównych bohaterek to coś co sprawia, że trudno oderwać wzrok od ekranu. Polecam bardzo.



„Atypowy” – historia Sama, wchodzącego w dorosłość nastolatka ze spektrum autyzmu. Mimo, że Sam jest jednym z lepiej radzących sobie w świecie, serial świetnie pokazuje ile więcej pracy muszą włożyć rodzice autystycznych dzieci w ich wychowanie, opiekę, a także ile przeszkód i trudności czyha w świecie na osoby ze spektrum. Z drugiej jednak strony, pokazuje, że przy odrobinie dobrej woli wiele przeszkód można pokonać. To dobry i ważny serial pokazujący, jak bardzo wyjątkowe są osoby z autyzmem i jak wiele pozostali ludzie mogliby się od nich nauczyć.



·       „Lupin” – Netflixowa nowość. Spodoba się na pewno wszystkim, którzy podobnie jak ja pokochali „Dom z papieru”, choć muszę przyznać, ze ta produkcja jest jeszcze lepsza. Tytuł nawiązuje do legendarnego francuskiego złodzieja dżentelmena Arsena Lupina. Assane wzorując się na nim od lat z sukcesem odbiera bogatym i daje sobie. Ma w tym jednak ukryty cel – chce pomścić ojca, niesłusznie oskarżonego 25 lat temu o kradzież naszyjnika. Na razie dostępny jest tylko jeden sezon przygód ale ja już z niecierpliwością czekam na kolejny.


A wracając do hollywoodzkich nagród – trudno nie wspomnieć o „sukcesie” Blanki Lipińskiej, której adaptacja książki „365 dni” została nominowana do „Złotych Malin” w aż siedmiu kategoriach: najgorszy film, najgorsza reżyseria, najgorszy scenariusz, najgorszy remake, najgorszy aktor, najgorsza aktora oraz najgorsza para filmowa. Sama autorka, w myśl zasady – nieważne jak piszą, ważne, aby nie pomylili nazwiska, jest zachwycona taką promocją. Gorzej z aktywistkami, które wielokrotnie domagały się zdjęcia filmu z Netflixa jako promującego uprzedmiotowienie kobiety i gwałt.

A wy widzieliście to „dziełko”? Ja nie, po przeczytaniu recenzji szkoda mi było na nie czasu, jednak ciekawa jestem opinii.

A Wy jakie seriale polecacie?


Udostępnij:

26 sierpnia 2019

Ślepnąc od świateł - serial czy książka?


Kamil Nożyński


O książce „Ślepnąc od świateł” Jakuba Żulczyka pisałam kilka miesięcy temu przy okazji wpisu: „Najlepszy warszawski prozaik 2017”, kiedy to autor dostał nagrodę literacką m.st. Warszawy za „Wzgórze psów”. O ile nagrodzona proza zrobiła na mnie świetne wrażenie, o tyle „Ślepnąc od świateł” przyprawiło mnie raczej o ból głowy. Dlatego też, mimo świetnych recenzji w Internetach, nie zdecydowałam się na obejrzenie serialu. Przekonało mnie dopiero kilkoro znajomych. A skoro przez ostatni sezon „Gry o tron” i tak miałam już wykupiony pakiet w HBO, to właściwie co mi szkodziło zajrzeć. No i wsiąkłam.

Żulczyk już jakiś czas temu dał się poznać jako całkiem niezły serialowy wyjadacz. „Belfer”, którego był współautorem scenariusza, był jednym z lepszych polskich seriali od lat. I to nie tylko za sprawą świetnego Maćka Stuhra, ale przede wszystkim dzięki sprytnie zawiązanej intrydze.

Jan Frycz

Również i w tym serialu Żulczyk został współautorem scenariusza. Fabuła praktycznie nie odbiega od tej literackiej, zostały zmienione jedynie niektóre imiona bohaterów. Ale sposób, w jaki całość została zrealizowana – majstersztyk. Muzyka i drażniąca ucho cisza, oślepiające reflektory i ciemne zakamarki. Bolesna rzeczywistość i dziwne senne majaki. Wszystko doskonale przeplata się tworząc dzieło dorównujące zachodnim produkcjom. To, co drażni w książce a przede wszystkim w audiobooku przeniesione na ekran telewizyjny zyskuje inny wymiar.

Cezary Pazura

Kolejny plus to świetna obsada. Frycz, Chabior, Więckiewicz a nawet dawno nie widziany Cezary Pazura to dodatkowe atuty tego serialu. Tak naprawdę jedynym słabym ogniwem w tym wianuszku jest główny bohater grany przez Kamila Nożyńskiego. Wszystko układa się doskonale kiedy i serialowy Kuba ma się świetnie. Może wówczas grać poważnego pana z jedną miną, nie wdającego się w poważne rozmowy a jedynie rzucającego jednozdaniowe wypowiedzi. Gorzej, kiedy trzeba odegrać jakiekolwiek emocje lub nawiązać dialog. Nic jednak dziwnego, wszak Nożyński to raper a nie aktor. A jeżeli posłuchacie jego utworów przekonacie się, że w tym co robi zawodowo jest naprawdę świetny.

Robert Więckiewicz

Tak czy siak, to najlepszy polski serial od czasów PitBulla i nawet drewniany główny bohater nie jest w stanie tego zespuć. Jeżeli więc tylko masz wolny wieczór, albo najlepiej całą noc, usiądź w ulubionym fotelu lub na kanapie (u mnie najlepiej sprawdza się narożnik na wymiar), odpal telewizor i daj się porwać. I niech ten narożnik będzie naprawdę wygodny, bo odcinki wgniotą Cię w niego na dobre 8 godzin. Ale na pewno nie będzie to czas stracony.


Jakub Żulczyk
"Ślepnąc od świateł", Jakub Żulczyk

Wydawnictwo: Świat Książki

Liczba Stron:    519

Kategoria:         powieść





Ślepnąc od świateł [Jakub Żulczyk]  - KLIKAJ I SłUCHAJ ONLINE


Udostępnij:

16 czerwca 2019

Najlepszy serial na świecie i książka do tego.

HBO Go


Na IMDB na ten serial zagłosowało 236 772 osoby. Ocena: 9,6. Filmweb: 62 076 osoby. Ocena: 9,1. W obu tych rankingach serial ma pierwsze miejsce na liście TOP SERIALI WSZECH CZASÓW. Jeżeli jeszcze mieliście wątpliwości, czy obejrzeć Czarnobyl, to mam nadzieję, że teraz je rozwiałam.

Już od jakiegoś czasu seriale przestały być drugorzędnymi produkcjami, na które można patrzeć jednym okiem jednocześnie prasując, gotując czy zajmując się dziećmi. Nowe produkcje niczym nie odstają już od swoich pełnometrażowych odpowiedników. Fabuła, gra aktorka, muzyka – w dobrym serialu wszystko to otrzymasz na najwyższym poziomie. A w serialu Czarnobyl otrzymasz to i o wiele wiele więcej.
HBO GO

26 kwietnia 1986 roku w wyniku przegrzania reaktora doszło wybuchu i ogromnego skażenia promieniotwórczego. Była to największa katastrofa energetyki jądrowej w historii. Skażeniu uległy tereny Rosji, Ukrainy i Białorusi a chmura radioaktywna rozprzestrzeniła się na całą Europę.

Serial oddaje grozę sytuacji w sposób, który wbija w fotel. Podkład muzyczny, tempo akcji, klimat – wszystko to sprawia, że czujesz się tak, jakbyś przeniósł się w czasie o 33 lata i widział te wydarzenia na żywo. Zebrania partyjne, utajnianie informacji, walka z czasem i systemem, śledztwo. A z drugiej strony zwykli ludzie – strażacy, lekarze, mieszkańcy Prypeci.

Te odcinki przeżywa się tym mocniej, że nie tylko wydarzenia ale i wszyscy bohaterowie są prawdziwi. Ba, oni nawet sa ucharakteryzowani tak, że wyglądają prawie identycznie. Jedynym wyjątek jest postać Ulany Khomyuk, fizyka jądrowego, która jest mixem wielu postaci.

HBO Go

Bohaterów tych możecie poznać w reportażu Swietłany Aleksijewicz pt: „Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości.” To zbiór wywiadów ze świadkami tamtych chwil: z Luydmilla, żoną strażaka Wasilija, których poznajemy w pierwszym odcinku, z żołnierzami, którym kazano wystrzelać okoliczne zwierzęta, z urzędnikami pełniącymi w tamtym czasie ważne, decyzyjne funkcje.

Ta lektura to doskonałe i moim zdaniem obowiązkowe dopełnienie serialu. Mnie najbardziej w poruszył w niej epilog – taka odezwa do nas, współczesnych. Jeżeli masz czas na przeczytanie jedynie fragmentu książki, zacznij od niego. A jeśli wybierasz się na wycieczkę do Czarnobyla, to proszę, uszanuj to miejsce i nie rób sobie śmiesznych fotek na Facebooka, bo pamiętaj, że jedziesz na cmentarz.

Swietłana Aleksijewicz"Czarnobylska Modlitwa" Swietłana Aleksijewicz


Wydawnictwo:  Czarne

Tłumaczenie:    Jerzy Czech

Liczba Stron:    288

Kategoria:         reportaż



Czarnobylska modlitwa.. Kronika przyszłości [Swietłana Aleksijewicz]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE Czarnobylska modlitwa [Swietłana Aleksijewicz]  - KLIKAJ I SłUCHAJ ONLINE

Udostępnij:

19 grudnia 2018

12 serialowych bohaterów, których chętnie zaprosiłabym na Wigilię



Kiedyś seriale były czymś gorszym od filmu – ot, rozrywka dla niewymagającej publiczności. Ale z czasem zaczęło się to zmieniać. Kolejne amerykańskie produkcje promowały wielkie gwiazdy – swoją karierę w serialu zaczynali przecież tacy aktorzy jak Jennifer Aniston czy Ashton Kutcher.  
Teraz jest jeszcze inaczej – producenci serialu ściągają do swoich dzieł największe gwiazdy światowego kina i stają się oni markami promującymi tasiemce. Ot choćby Kevin Spacey, bez którego Hopuse of Cards nie byłoby tym, czym jest.
A dziś - dwanaście osób niczym dwanaście smakowitych wigilijnych potraw. Każdy niesie za sobą ciekawą historię i osobowość. Gdybym tylko mogła, chętnie bym ich poznała. Oto postaci, które zaprosiłabym na Wigilię.

Saul Goodman ("Breaking Bad", "Better Call Saul") – bo mi go żal


Człowiek o bardzo dobrym sercu, który zazwyczaj znajduje się w niewłaściwym miejscu, w niewłaściwym czasie i zupełnie nie z tymi ludźmi, z którymi powinien. Nawet gdyby chciał przycwaniakować, zemścić się albo po prostu zarobić trochę kasy na lewo – zawsze pojawia się jakiś wyrzut sumienia, który sprawia, że znowu ląduje na zapleczu zakładu kosmetycznego.

Jak się kończy jego historia wiemy z jednego z najwyżej ocenianych przez FILMWEB serialu Breaking Bad. A jeżeli chcecie poznać go lepiej, sprawdźcie, oglądając serial Better Call Saul,  jakie były początki jego działalności, kiedy nie nazywał się jeszcze Saul Goodman a po prostu Jimmy McGill.

Tyrion Lannister ("Gra o tron") – bo dobrze by się z nim piło 

Mój ulubiony z bohaterów tego świetnego skądinąd serialu. Od zawsze traktowany jako zło konieczne, z urodą delikatnie mówiąc nienachalną, zdołał mimo wszystko zachować zdrowe podejście do życia, poczucie humoru i jest jedną z nielicznych (jedyną??) postacią z familii Lannisterów, której bliżej jest do pozytywnej niż negatywnej. No ok, może nie jest postacią o kryształowym sercu, w sumie (uwaga spoiler!) zabił swojego ojca, ale i tak na tle rodzeństwa, zwłaszcza siostry, wypada całkiem nieźle. Lubię go za inteligencję, czarny humor i mocną głowę. Z chęcią poszłabym z nim na niejedną ucztę, w sumie wszystko jedno wigilijną czy nie.


Red ("Orange is a new black") – bo nieźle gotuje

Ze wszystkich więźniarek Red jest moją ulubioną. Jej rosyjska fantazja a przede wszystkim charyzma są imponujące. To fajna, silna babka, która nie da sobie w kaszę dmuchać. Bezlitosna i mściwa wobec wrogów ale przy tym ciepła i pełna troski o najbliższe osoby.
Choć z natury nie lubię despotycznych osób, ona wzbudza mój szacunek i sympatię. Zresztą umówmy się, jeżeli boi się jej nawet ruska mafia, to znaczy, że to musi być fest kobieta.
Mam nadzieję, że zaproszona na Wigilię przygotowałaby którąś ze swoich specjalności. Może niekoniecznie z kuchni więziennej a raczej z restauracyjnego życia sprzed.


Bree Van de Kamp ("Gotowe na wszystko") – bo fantastycznie gotuje

Być może na początku dystyngowana osobowość Bree byłaby na Wigilii krępująca, ale w gruncie rzeczy pod zbroją dobrych manier ukryta była naprawdę równa babka i przyjaciółka, która za swoich bliskich dałaby się pokroić.
Ten serial to mój numer jeden we wszechświecie a Bree jest zdecydowanie moją ulubioną bohaterką – zwłaszcza w późniejszych sezonach, kiedy odpuszcza życie na pokaz i dostrzega, że w życiu czasem są ważniejsze rzeczy, niż dobra reputacja. Przenikliwa, sprytna, niebywale inteligenta. Dobrze mieć ją w życiu po swojej stronie. 


Monica Geller („Przyjaciele”) – bo wysprzątałaby mi wszystko na błysk

Przyznam, że od kiedy mam dwoje mobilnych dzieci przestałam ogarniać moje mieszkanie. Przy jednym Julku jeszcze jakoś to grało, teraz potykam się o zabawki, przekopuje przez tony ubrań, które Leo tak często wyrzuca z szafy, że nie ma sensu ich wkładać z powrotem i przede wszystkim tonę w praniu i prasowaniu.  
I tu właśnie wkroczyłaby Monica ze swoimi złotymi rękami i ekstra super podręcznym odkurzaczem. A po wszystkim, biorąc pod uwagę jej poczucie humoru – myślę, że poprawiłaby atmosferę przy świątecznym stole.
A serialu „Przyjaciele” chyba nie trzeba nikomu przedstawiać, prawda?


Mark Sloan („Chirurdzy”) – bo jest śliczny

W sumie nie musi nic robić. Akurat wszystkie dzieci w rodzinie się już w tym roku porodziły, ginekolog na sali nie potrzebny,  więc mógłby sobie po prosu siedzieć i wyglądać. Najlepiej bez koszulki.
A tak na marginesie - „Chirurdzy” to zdecydowanie nie jest mój serial – przez namowy koleżanek dotrwałam jakoś do dziewiątego sezonu, ale w sumie dla mnie nie ma tam nic poza tym, że każdy bzyka się z każdym. Taka „Moda na Sukces” tylko że w szpitalu.
Co nie zmienia faktu, że Sloan to fajne ciacho. 


Claire Underwood ("House of Cards") – bo wiele można by się od niej nauczyć


Claire imponowała mi w pierwszych seriach „House of Cards”. Błyskotliwa, stanowcza, zawsze wie czego chce i nie waha się by po to sięgnąć. Myślę, że gdybym ją poznała mogłabym się od niej wiele nauczyć – przede wszystkim wyrachowania, bezwzględności i osiągania sukcesu po trupach bez żadnych wyrzutów sumienia. Hmm… to w sumie chyba nie chcę. Fałszywa, zimna blond suka.  Cofam zaproszenie. Zresztą, polityka to ostatnia rzecz, jakiej przy wigilijnym stole mi trzeba. 


Dr Melfi ("Rodzina Soprano") – bo wszyscy potrzebujemy dobrego psychiatry

Skoro pomogła nawet szefowi mafii, to może i ze mną by sobie poradziła? 😉 a mówiąc serio – uwielbiam tę kobietę za jej profesjonalizm bez względu na wszystko. I za naprawdę mądre rady. A o dobrych psychoterapeutów naprawdę nie jest łatwo. Wiem, bo koledzy mówili. I koleżanki.
W całej „Rodzinie Soprano” to chyba jedyna postać, którą da się lubić, choć mimo to serial wciąga i to bardzo. A zwieńczenie ostatniego sezonu to istny majstersztyk – moim zdaniem to najlepiej zakończony serial ze wszystkich. 


Dr House ("Dr House") – bo mam słabość do gburów

No co poradzić – tak sobie myślę, że za większością tych cynicznych, antypatycznych masek kryje się potrzebujące ciepłej kołderki serduszko. I mam do takich serduszek słabość. A House jest do tego wściekle inteligentny, więc ostrze sobie zęby już na samą myśl o polemice z nim na dowolny temat.
Poza tym, któż jak nie on pomoże siostrze, którą pobolewa kręgosłup, teściowej, która narzeka na nogi i całej masie reszty rodziny, której doskwiera diabli wiedzą co? 


Pablo Escobar (Narcos) – bo przyniósłby coś na poprawę nastroju

No dobra, mówiąc serio – nie usiadłabym z Escobarem przy jednym stole. Równie dobrze można by próbować łamać się opłatkiem z Adolfem Hitlerem.
 Ale serial jest świetny. Polecam gorąco i to nie tylko te sezony, w których akcja skoncentrowana jest na złapaniu Pabla, ale również kolejne, które dzieją się już po jego śmierci. Potężna dawka historii a także wiedzy o współczesnej Kolumbii.


Samatha Jones (Sex w Wielkim Mieście) – bo z nią życie nabiera smaku

Tak naprawdę z Samanthą zamiast na Wigilię o wiele chętniej wybrałabym się na jakieś sylwestrowe party – bo bawić się i żyć pełnią życia to ona potrafi. Samantha ma zasadę, którą uwielbiam i staram się stosować w życiu, choć nie zawsze mam odwagę. Brzmi ona: „spróbuj w życiu wszystkiego spróbować przynajmniej raz”. 
Zdecydowanie moja ulubiona spośród czterech bohaterek serialu. Wszystkie pozostałe, nawet Carrie, wydają się przy niej zupełnie bezbarwne i nudne. Poza tym, skoro damska część towarzystwa będzie miała Marka Sloana, niech panowie mają do popatrzenia Samanthę. 


Barney Stinson (How I met your mother) – bo to byłaby LEGENDARNA Wigilia

Bo wszystko czego tknie się Barney Stinson staje się wyjątkowe. Standard to nuda, nuda to przeżytek. Jestem pewna, że Wigilia z Barneyem nie ograniczyłaby się do jednego św. Mikołaja – zapewne zaprosiłby ich cały tabun (i pewnie byłyby to kobiety w stroju św. Mikołaja i przy okazji zatańczyłyby na rurze, ale co tam).
Nie zapominajmy jednak, że pod maską egocentryka, egoisty, egotyka i wszystkich innych cech zaczynających się na „ego” czai się naprawdę fajny facet. Nic tylko go przytulić. 


No dobra, zamykam listę gości bo mi miejsca w mieszkaniu nie wystarczy. Ale mam jedną refleksję związaną z tym postem – dlaczego w serialach nie ma ani jednego sprzątającego i gotującego faceta? Detektyw Monk się nie liczy – to świr. Zupełnie niechcący wyszedł mi wpis odrobinę szowinistyczny, za co bardzo przepraszam. Mam nadzieję, że mimo smutnej serialowej rzeczywistości, w waszych domach panuje równouprawnienie i nie spędzacie same czasu w kuchni lub przypięte do odkurzacza.
Wszystkim czytelnikom i czytelniczkom z okazji Świąt życzę wszystkiego wymarzonego – samych miłych doznań i tej iskierki, która zmienia zwykłe życie w prawdziwą MAGIĘ.
PS. A Wy kogo byście doprosili? 
Udostępnij: